Artykuł Elżbiety Piersiakowej ukazał się pierwotnie w Dzienniku Zachodnim
Ocalała z pożogi z pomocą boską i ludzką – twierdzi proboszcz parafii w Sośnicowicach.
Wypaliło się wszystko dookoła, ale Magdalenka ocalała – opowiadają strażacy, biorący udział w gaszeniu katastroficznego pożaru, który sześć lat temu wybuchł w lasach pod Rudami Raciborskimi. – Nikt na to nie liczył, bo kapliczka jest kryta gontem, drewniana w dodatku wszystko było wysuszone na pieprz. To był cud. Nie pierwszy zresztą, który się tam wydarzył… Jeszcze niedawno ukryta była w głębokim lesie. Dziś wokół kapliczki św. Marii Magdaleny, – którą ludzie nazywają Magdalenką, jak kogoś bliskiego – zostało tylko kilka wiekowych dębów i ona sama. To fakt, który dla wierzących jest zjawiskiem cudownym, dla innych, – co najmniej zastanawiającym. W ciągu ostatnich piętnastu lat w rudzkich lasach były przecież aż trzy pożary, które trawiły coraz większe połacie. Magdalenka zawsze znajdowała się w zasięgu płomieni, ale ogień w ostatniej chwili zaprzestał pochodu, lub zmienił kierunek.
Skąd się wziął ten niezwykły obiekt? Nie wiadomo o nim prawie nic. Nie figuruje w żadnym wykazie konserwatorskim, choć na oko widać, że liczy ze dwieście lat. Żadnych danych nie ma też w kronikach parafii p.w. Św. Jakuba w Sośnicowicach, która opiekuje się kościółkiem, bo kapliczka – murowana, z obrazem św. Marii Magdaleny wewnątrz – to przecież tylko część. Nad nią rozpina się dach, wsparty na ażurowej, nadgryzionej już zębem czasu drewnianej konstrukcji, łączonej jeszcze na kołki, pod którym rozciągają się rzędy ławek z ciosanych bali.
– Ten kościół w środku lasu, przedziwny, bo bez ścian, od dawna służył pątnikom zmierzającym do Częstochowy, na Górę św. Anny, do Rud i Pszowa – opowiada dr Jan Maciej Waga, dyrektor parku Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich, na terenie, którego znajduje się zabytek. – Tu zbierali się robotnicy leśni, którzy zaczynali dzień pracy od modlitwy i modlitwą go kończyli. Tu w każdą trzecią niedzielę lipca od niepamiętnych czasów odbywają się nabożeństwa z okazji odpustu św. Marii Magdaleny, na które zawsze ściągają tłumy ludzi.
I są to jedyne pewne informacje. Reszta to legendy. Niektórzy mieszkańcy twierdzą, że tu ich przodkowie chronili się przed zarazami, dziesiątkującymi miasta i wsie. Inne powtarzają zasłyszane od dziadków i babek opowieści, że w te okolice zabłąkał się jakiś możny pan. Stracił konia w bagnach, które miały się tu znajdować, a sam cudem uszedł z życiem. W podzięce ufundował kościołek.
Józef Kucharczyk, najstarszy, 78 letni mieszkaniec Tworoga Małego – maleńkiej wioski, która leży pięć kilometrów od Magdalenki – powołuje się na dane jeszcze ze szkoły. – Z tego, co mówili nauczyciele wynika, że wszystko zaczęło się od polowania, podczas którego zgubiła się córka Herzoga z Rud – wspomina pan Józef. – szukała jej cała książęca świta, ale zapadła noc. Dziewczynę znaleziono dopiero nazajutrz, tuż nad rowem, który jest tam do dziś. W podzięce za ocalenie córki Herzog postanowił wybudować kapliczkę.
Słowo miało stać się ciałem w 1784 roku, bo właśnie ta data widnieje na belkach. Wyżłobionych w drewnie cyfr nie widać, bo są przykryte gontem. Pan Józef zapewnia jednak, że widzieli je wszyscy, którzy pracowali przy ostatnim remoncie kapliczki, z dziesięć lat temu, ponieważ wymieniono wtedy cały dach.
Ale opowieść ma długi, bo w 1784 roku w Rudach byli jeszcze biali bracia. Swą siedzibę opuścili oni po sekularyzacji w 1810 roku, a spuścizna przeszła w ręce rodu Hohenlohe-Schillingsfürst, którego członkowie z czasem przyjęli tytuł książąt raciborskich, czyli Herzogów. Nie wiadomo, zatem, gdzie historia miesza się z legendą. Nikt też nie potrafi powiedzieć, czemu kościółek poświęcono Marii Magdalenie. Augustyn Holeksa, emerytowany pracownik Nadleśnictwa w Rudach przypuszcza, że ma to związek z panią, która mieszkała w zamku w Sławięcicach. – Z legend, które znam, wynika, że ona ufundowała kapliczkę, a miał to być akt pokuty za jakieś grzechy-opowiada pan Holeksa. –zastanawiający jest też fakt, że pierwszy obraz, który się tam znajdował, bardzo zresztą zniszczony sowieckimi kulami, był wręcz wizerunkiem pięknej jawnogrzesznicy! Miała ona przecież tak okazały dekolt, że nie mam pojęcia, jak ci ludzie się tam modlili!
Aż nastała wiosna 1992 roku i obraz skradli nieznani złodzieje. Wtedy po okolicy gruchnęła wieść, że za karę spłonie las. Mieszkańcy Tworoga Małego o tym nie wiedzieli, ale złożyli się na nowy wizerunek, który wykonał zaprzyjaźniony mistrz z Łabęd. Akcję zorganizował Andrzej Musiał, działacz Ochotniczej Straży Pożarnej z Tworoga Małego, a poszła ona tak sprawnie, że w ciągu dwóch tygodni nowy obraz był w kaplicy, bo starego dotąd przecież nie odnaleziono.
W przepowiedni jednak coś musiało być, bowiem miesiąc po odpuście – 26 sierpnia – w lasach pojawił się ogień, który przerodził się w największy pożar Europy. Wojciech Czech, ówczesny wojewoda, polecił bronić kapliczki za wszelką cenę. Strażacy jednak zabezpieczali też blisko 10 tysięcy hektarów lasów, które mimo wysiłków poszły z dymem. Podobnie, zatem mogło stać się z kościołem.
– Był oblany pianą gaśniczą, ale to właściwie wszystko, co mogliśmy wtedy zrobić – nie kryje Alfons Mazurek, naczelnik OSP w Rudzie Kozielskiej. – Ile to razy podczas tamtego pożaru trzeba było uciekać, by ratować życie…
Wszyscy z rozpaczą patrzyli, więc już na zbliżającą się w zawrotnym tempie ścianę płomieni, które zdawały się sięgać nieba. Kiedy ogień zaczął pochłaniać drzewa koło Magdalenki, wiatr nagle zmienił kierunek. Żywioł poszedł na północ omijając Tworóg Mały. Po dwóch dniach wrócił, ale sytuacja się powtórzyła. Czy dlatego, że wizerunek patronki był w kapliczce cały czas?
– Co półtorej godziny, kiedy ogień był jeszcze daleko, jeździliśmy tam na prośbę ludzi, żeby zabrać obraz – wspomina Andrzej Musiał – jakoś jednak nie mogliśmy go wyciągnąć. Coś nam podpowiadało, żeby tego nie robić…
Kiedy zgliszcza przestały dymić, przyszedł czas na pytania, czy to był naprawdę cud? Ksiądz Marcin Gajda, proboszcz parafii w Sośnicowicach uważa, że trudno wydawać jednoznaczne sądy.
– To wszystko ma jednak znamiona cudowności, która dokonała się przy pomocy boskiej i ludzkiej i na pewno jest to miejsce szczególne – mówi ostrożnie ksiądz. – Na pamiątkę tego wydarzenia w każdą pierwszą niedzielę września odprawiamy tam mszę świętą ślubowaną w intencji poległych strażaków i wszystkich tych, którzy walczyli z żywiołem oraz w podzięce za ocalenie kościółka od ognia.